Muszę jeszcze wrócić do poprzedniego okresu, czyli kontraktu prowadzonego w Hawierzowie. Powodzenie tych prac, nie byłoby możliwe gdybym nie miał wsparcia swojej kadry fachowców w osobach wspomnianej na początku ekonomistki Ewy, kierownika robót budowlanych Zbyszka i mistrza Andrzeja. To oni realizując konsekwentnie harmonogram budowy, pilnując jakości wykonywanych prac, rozliczając na bieżąco koszty i koordynując zatrudnienie, walnie przyczynili się do osiągniętego sukcesu. A ja , byłem tylko przysłowiową "kropką" nad "i", decydentem podpisującym, przygotowane przez zespół plany realizacyjne. Dbałem o ich warunki socjalne, o które trzeba było upominać się u Inwestora , organizowałem ogniska z pieczonymi kiełbaskami i przygrywałem ( w sposób bardzo nieudolny) na gitarze do intonowanych pieśni biesiadnych. Pojechaliśmy też na trzydniową wycieczkę do Pragi, zwiedzając po drodze Morawski Kras z przepiękną jaskinią Macocha , zamek Karlsztajn i inne ciekawe miejsca. Ale Pragi , z piwem " U Fleka", spektaklem " Laterna Magica" , Malą Straną ze złotą uliczką i szeregiem innych wspaniałych miejsc nic nie mogło przebić. Myślę że moi pracownicy i przyjaciele, na zawsze zachowają w pamięci tę wycieczkę, którą odbyli w towarzystwie swoich małżonek.
Miło jest tak wspominać po wielu latach, wspólnie przepracowany okres, szkoda jedynie , że już nie ma między nami, wielu ludzi , którzy brali udział w tym co opisałem, ale takie jest życie a oni wciąż żyją w mojej pamięci.......
Święta, Nowy Rok i czas wolny związany z tym okresem minął szybko. W pierwszym tygodniu Stycznia, odbyła się wspomniana wcześniej narada kadry kierowniczej, podsumowująca miniony rok 1988. Jednym z punktów porządku tego spotkania, było obsadzenie stanowisk kierowniczych, nowych i kontynuowanych kontraktów eksportowych . Wiele decyzji było zaskakujących. Mnie też czekała niespodziewana decyzja, a mianowicie zostałem mianowany kierownikiem kontraktu w elektrowni "Jan Sverma" w Ostravie, tak tak, tej samej , gdzie kilka lat wcześniej pracowałem jako monter. Musiałem mieć tak zdumiony wyraz twarzy, że Dyrektor d/s Eksportu, wziął mnie na osobistą rozmowę. Wyjaśnił mi , że zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno zjawić się jako Kierownik, w miejscu gdzie przez prawie dwa lata byłem monterem. Ale jednocześnie ten fakt zdecydował o mojej nominacji, gdyż stosunki pomiędzy Inwestorem, Generalnym Wykonawcą a naszą Firmą, są bardzo napięte i konflikt powoduje zagrożenie terminu terminu, a moja znajomość terenu, ludzi oraz języka czeskiego na dobrym poziomie, daje szansę poprawy sytuacji. Ponadto do pomocy dostałem ekonomistkę, która w firmie była Kierownikiem Działu Kadr, a prywatnie, wspaniałą przyjaciółką.
Po przygotowaniu niezbędnych dokumentów, ruszyliśmy z Jadzią( ekonomistką) na "podbój" Ostravy!!!
środa, 29 maja 2013
czwartek, 23 maja 2013
Bohemia...pożegnania zawsze bolą
Dużo czasu upłynęło od napisania ostatniego postu, ale nie wiem dlaczego nie moglem zmobilizować się do pisania. Może to ta długa i uciążliwa zima.......Czymś trzeba usprawiedliwić swoje lenistwo...
Wracając do kontynuacji tematu związanego z pobytem i pracą w Czechosłowacji( jak ta nazwa państwa, dzisiaj dziwnie brzmi), nasuwają się diametralne różnice, pomiędzy pierwszym pobytem w charakterze pracownika fizycznego a teraz kiedy pracuję jako kierownik kontraktu. I nie mam na myśli samej pracy , bo to jest oczywiste, ale sposób wykorzystywania czasu tzw. wolnego, o ile w ogóle można by go tak nazwać. Kiedy po przednio, po ciężkiej pracy fizycznej, był pewien schemat- obiad,zakupy upominków i wszelkich towarów do domu, po powrocie z miasta odpoczynek a potem spotkania towarzyskie z czeskimi kolegami lub we własnym gronie, to obecnie było całkiem inaczej. Do obowiązków Kierownika , oprócz oczywiście nadzoru nad realizacją podpisanego kontraktu, było zabieganie u potencjalnych Inwestorów o kolejne kontrakty, ponadto należało dbać o dobre stosunki z miejscowymi władzami, aparatem policyjnym, Urzędem Celnym itp..Nie chodziło bynajmniej o korumpowanie przedstawicieli tych urzędów, ale zabieganie o przyjacielskie stosunki organizując spotkania, na których należało przekonywać tych ludzi o wyższości ofert naszego Przedsiębiorstwa, pod każdym rozpatrywanym względem. Ponieważ konkurencja na rynku ofert, była duża, to przygotowywanie takich spotkań wymagało naprawdę dużego zaangażowania czasowego, aby osiągnąć zamierzony efekt. Oczywiście pracował nad tym cały sztab ludzi w firmie, ale na miejscu , wszystkie sprawy organizacyjne spadały na mnie i moich pracowników. Ponieważ znałem dość dobrze język czeski( efekt uzyskany podczas poprzedniego pobytu), to oprócz tych zbiegów oficjalnych, starałem się zaprzyjaźnić na stopie bardziej prywatnej z decydentami , co było trudniejsze, ale o wiele bardziej efektywne. Wiele z tych znajomości, przetrwało jeszcze przez kilka lat po powrocie do Polski. Znajomości tego typu, ułatwiały też bieżące kierowanie pracami, kiedy niespodziewanie, występowały jakieś problemy natury formalnej albo co gorzej drobne kolizje z prawem pracowników budowy, a wierzcie mi, że na budowie pracowali fachowcy, ale daleko im było do "aniołów".
To wszystko, powodowało, że dla siebie, czasu wolnego raczej nie było. Chociaż "służbowe" wędkowanie czy też gra w tenisa na kortach, albo wypad na wędrówkę po górach, z Dyrektorem takiej czy innej instytucji, było całkiem przyjemne.Mimo tego , żal mi było spotkań z czeskimi przyjaciółmi przy piwie czy też grillu, bo nie miały one żadnego podtekstu oprócz czystej przyjaźni. Próbowałem spotkać się z nimi , jak dawniej, ale podczas takiego spotkania była między nami jakaś niewidzialna, ale doskonale wyczuwalna "szyba", która powodowała, że nawet wspomnienia, stawały się jakieś sztuczne i obce. Nie wiem dlaczego tak było, ale już nie próbowaliśmy więcej takich spotkań. Pozostał we mnie żal, za czymś pięknym, czego nie udało się odtworzyć.
Czas mijał nieubłaganie szybko, roboty postępowały, skład osobowy pracowników zmieniał się w zależności od tego jakiej specjalności fachowców potrzebowałem. Terminy robót "szły" zgodnie z podpisanym harmonogramem( a nawet o 10 dni wcześniej udało się przywrócić mieszkańcom ciepłą wodę), więc Inwestor nie krył zadowolenia i szykował na następny rok , kolejny kontrakt. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, na budowie, ciepłociągi zostały zaizolowane i przykryte specjalnymi elementami żelbetowymi, tworzącymi kanał a następnie przysypane ziemią. Budowa została zabezpieczona na zimę, tak aby wiosną można było teren zrekultywować do takiego stanu jaki był przed rozpoczęciem budowy.
Zastanawiałem się w głębi duszy, co dalej ze mną będzie, czy "dostanę " nowy kontrakt, czy też będę wracał do Kraju. Moje rozterki nie trwały zbyt długo, bo w pierwszym tygodniu Grudnia, zostałem wezwany do firmy w Kraju. Tutaj podziękowano mi za dobrą pracę na kontrakcie, za przygotowanie podstaw do nowego kontraktu, wręczono premię i polecono przygotować dokumenty budowy do przekazania nowemu Kierownikowi. Przekazanie miało nastąpić, jeszcze przed wyjazdem na przerwę Świąteczno -Noworoczną. O tym co dalej ze mną, miałem dowiedzieć się podczas pierwszej narady kadry Kierowniczej w Kraju , po Nowym Roku.
No cóż, wiedziałem że do robót rekultywacyjnych , przyślą kogoś innego, ale żal było opuszczać to przemiłe miasto, i wszystkich poznanych i zaprzyjaźnionych ludzi. Dlatego liczba spotkań pożegnalnych( Czesi mieli zwyczaj obdarowywania Albumami wszelkiego rodzaju, więc do tej pory mam spory zbiór takich prezentów, których nie ma gdzie eksponować) była duża , bo i współpraca była szeroka. Na samo wspomnienie tych pożegnań( pomimo tego że minęło już 25lat), jeszcze dzisiaj łza się w oku kręci.
Ale jaka niespodzianka mnie czekała, tego nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta..........
Wracając do kontynuacji tematu związanego z pobytem i pracą w Czechosłowacji( jak ta nazwa państwa, dzisiaj dziwnie brzmi), nasuwają się diametralne różnice, pomiędzy pierwszym pobytem w charakterze pracownika fizycznego a teraz kiedy pracuję jako kierownik kontraktu. I nie mam na myśli samej pracy , bo to jest oczywiste, ale sposób wykorzystywania czasu tzw. wolnego, o ile w ogóle można by go tak nazwać. Kiedy po przednio, po ciężkiej pracy fizycznej, był pewien schemat- obiad,zakupy upominków i wszelkich towarów do domu, po powrocie z miasta odpoczynek a potem spotkania towarzyskie z czeskimi kolegami lub we własnym gronie, to obecnie było całkiem inaczej. Do obowiązków Kierownika , oprócz oczywiście nadzoru nad realizacją podpisanego kontraktu, było zabieganie u potencjalnych Inwestorów o kolejne kontrakty, ponadto należało dbać o dobre stosunki z miejscowymi władzami, aparatem policyjnym, Urzędem Celnym itp..Nie chodziło bynajmniej o korumpowanie przedstawicieli tych urzędów, ale zabieganie o przyjacielskie stosunki organizując spotkania, na których należało przekonywać tych ludzi o wyższości ofert naszego Przedsiębiorstwa, pod każdym rozpatrywanym względem. Ponieważ konkurencja na rynku ofert, była duża, to przygotowywanie takich spotkań wymagało naprawdę dużego zaangażowania czasowego, aby osiągnąć zamierzony efekt. Oczywiście pracował nad tym cały sztab ludzi w firmie, ale na miejscu , wszystkie sprawy organizacyjne spadały na mnie i moich pracowników. Ponieważ znałem dość dobrze język czeski( efekt uzyskany podczas poprzedniego pobytu), to oprócz tych zbiegów oficjalnych, starałem się zaprzyjaźnić na stopie bardziej prywatnej z decydentami , co było trudniejsze, ale o wiele bardziej efektywne. Wiele z tych znajomości, przetrwało jeszcze przez kilka lat po powrocie do Polski. Znajomości tego typu, ułatwiały też bieżące kierowanie pracami, kiedy niespodziewanie, występowały jakieś problemy natury formalnej albo co gorzej drobne kolizje z prawem pracowników budowy, a wierzcie mi, że na budowie pracowali fachowcy, ale daleko im było do "aniołów".
To wszystko, powodowało, że dla siebie, czasu wolnego raczej nie było. Chociaż "służbowe" wędkowanie czy też gra w tenisa na kortach, albo wypad na wędrówkę po górach, z Dyrektorem takiej czy innej instytucji, było całkiem przyjemne.Mimo tego , żal mi było spotkań z czeskimi przyjaciółmi przy piwie czy też grillu, bo nie miały one żadnego podtekstu oprócz czystej przyjaźni. Próbowałem spotkać się z nimi , jak dawniej, ale podczas takiego spotkania była między nami jakaś niewidzialna, ale doskonale wyczuwalna "szyba", która powodowała, że nawet wspomnienia, stawały się jakieś sztuczne i obce. Nie wiem dlaczego tak było, ale już nie próbowaliśmy więcej takich spotkań. Pozostał we mnie żal, za czymś pięknym, czego nie udało się odtworzyć.
Czas mijał nieubłaganie szybko, roboty postępowały, skład osobowy pracowników zmieniał się w zależności od tego jakiej specjalności fachowców potrzebowałem. Terminy robót "szły" zgodnie z podpisanym harmonogramem( a nawet o 10 dni wcześniej udało się przywrócić mieszkańcom ciepłą wodę), więc Inwestor nie krył zadowolenia i szykował na następny rok , kolejny kontrakt. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, na budowie, ciepłociągi zostały zaizolowane i przykryte specjalnymi elementami żelbetowymi, tworzącymi kanał a następnie przysypane ziemią. Budowa została zabezpieczona na zimę, tak aby wiosną można było teren zrekultywować do takiego stanu jaki był przed rozpoczęciem budowy.
Zastanawiałem się w głębi duszy, co dalej ze mną będzie, czy "dostanę " nowy kontrakt, czy też będę wracał do Kraju. Moje rozterki nie trwały zbyt długo, bo w pierwszym tygodniu Grudnia, zostałem wezwany do firmy w Kraju. Tutaj podziękowano mi za dobrą pracę na kontrakcie, za przygotowanie podstaw do nowego kontraktu, wręczono premię i polecono przygotować dokumenty budowy do przekazania nowemu Kierownikowi. Przekazanie miało nastąpić, jeszcze przed wyjazdem na przerwę Świąteczno -Noworoczną. O tym co dalej ze mną, miałem dowiedzieć się podczas pierwszej narady kadry Kierowniczej w Kraju , po Nowym Roku.
No cóż, wiedziałem że do robót rekultywacyjnych , przyślą kogoś innego, ale żal było opuszczać to przemiłe miasto, i wszystkich poznanych i zaprzyjaźnionych ludzi. Dlatego liczba spotkań pożegnalnych( Czesi mieli zwyczaj obdarowywania Albumami wszelkiego rodzaju, więc do tej pory mam spory zbiór takich prezentów, których nie ma gdzie eksponować) była duża , bo i współpraca była szeroka. Na samo wspomnienie tych pożegnań( pomimo tego że minęło już 25lat), jeszcze dzisiaj łza się w oku kręci.
Ale jaka niespodzianka mnie czekała, tego nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta..........
Subskrybuj:
Posty (Atom)