Dużo czasu upłynęło od napisania ostatniego postu, ale nie wiem dlaczego nie moglem zmobilizować się do pisania. Może to ta długa i uciążliwa zima.......Czymś trzeba usprawiedliwić swoje lenistwo...
Wracając do kontynuacji tematu związanego z pobytem i pracą w Czechosłowacji( jak ta nazwa państwa, dzisiaj dziwnie brzmi), nasuwają się diametralne różnice, pomiędzy pierwszym pobytem w charakterze pracownika fizycznego a teraz kiedy pracuję jako kierownik kontraktu. I nie mam na myśli samej pracy , bo to jest oczywiste, ale sposób wykorzystywania czasu tzw. wolnego, o ile w ogóle można by go tak nazwać. Kiedy po przednio, po ciężkiej pracy fizycznej, był pewien schemat- obiad,zakupy upominków i wszelkich towarów do domu, po powrocie z miasta odpoczynek a potem spotkania towarzyskie z czeskimi kolegami lub we własnym gronie, to obecnie było całkiem inaczej. Do obowiązków Kierownika , oprócz oczywiście nadzoru nad realizacją podpisanego kontraktu, było zabieganie u potencjalnych Inwestorów o kolejne kontrakty, ponadto należało dbać o dobre stosunki z miejscowymi władzami, aparatem policyjnym, Urzędem Celnym itp..Nie chodziło bynajmniej o korumpowanie przedstawicieli tych urzędów, ale zabieganie o przyjacielskie stosunki organizując spotkania, na których należało przekonywać tych ludzi o wyższości ofert naszego Przedsiębiorstwa, pod każdym rozpatrywanym względem. Ponieważ konkurencja na rynku ofert, była duża, to przygotowywanie takich spotkań wymagało naprawdę dużego zaangażowania czasowego, aby osiągnąć zamierzony efekt. Oczywiście pracował nad tym cały sztab ludzi w firmie, ale na miejscu , wszystkie sprawy organizacyjne spadały na mnie i moich pracowników. Ponieważ znałem dość dobrze język czeski( efekt uzyskany podczas poprzedniego pobytu), to oprócz tych zbiegów oficjalnych, starałem się zaprzyjaźnić na stopie bardziej prywatnej z decydentami , co było trudniejsze, ale o wiele bardziej efektywne. Wiele z tych znajomości, przetrwało jeszcze przez kilka lat po powrocie do Polski. Znajomości tego typu, ułatwiały też bieżące kierowanie pracami, kiedy niespodziewanie, występowały jakieś problemy natury formalnej albo co gorzej drobne kolizje z prawem pracowników budowy, a wierzcie mi, że na budowie pracowali fachowcy, ale daleko im było do "aniołów".
To wszystko, powodowało, że dla siebie, czasu wolnego raczej nie było. Chociaż "służbowe" wędkowanie czy też gra w tenisa na kortach, albo wypad na wędrówkę po górach, z Dyrektorem takiej czy innej instytucji, było całkiem przyjemne.Mimo tego , żal mi było spotkań z czeskimi przyjaciółmi przy piwie czy też grillu, bo nie miały one żadnego podtekstu oprócz czystej przyjaźni. Próbowałem spotkać się z nimi , jak dawniej, ale podczas takiego spotkania była między nami jakaś niewidzialna, ale doskonale wyczuwalna "szyba", która powodowała, że nawet wspomnienia, stawały się jakieś sztuczne i obce. Nie wiem dlaczego tak było, ale już nie próbowaliśmy więcej takich spotkań. Pozostał we mnie żal, za czymś pięknym, czego nie udało się odtworzyć.
Czas mijał nieubłaganie szybko, roboty postępowały, skład osobowy pracowników zmieniał się w zależności od tego jakiej specjalności fachowców potrzebowałem. Terminy robót "szły" zgodnie z podpisanym harmonogramem( a nawet o 10 dni wcześniej udało się przywrócić mieszkańcom ciepłą wodę), więc Inwestor nie krył zadowolenia i szykował na następny rok , kolejny kontrakt. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, na budowie, ciepłociągi zostały zaizolowane i przykryte specjalnymi elementami żelbetowymi, tworzącymi kanał a następnie przysypane ziemią. Budowa została zabezpieczona na zimę, tak aby wiosną można było teren zrekultywować do takiego stanu jaki był przed rozpoczęciem budowy.
Zastanawiałem się w głębi duszy, co dalej ze mną będzie, czy "dostanę " nowy kontrakt, czy też będę wracał do Kraju. Moje rozterki nie trwały zbyt długo, bo w pierwszym tygodniu Grudnia, zostałem wezwany do firmy w Kraju. Tutaj podziękowano mi za dobrą pracę na kontrakcie, za przygotowanie podstaw do nowego kontraktu, wręczono premię i polecono przygotować dokumenty budowy do przekazania nowemu Kierownikowi. Przekazanie miało nastąpić, jeszcze przed wyjazdem na przerwę Świąteczno -Noworoczną. O tym co dalej ze mną, miałem dowiedzieć się podczas pierwszej narady kadry Kierowniczej w Kraju , po Nowym Roku.
No cóż, wiedziałem że do robót rekultywacyjnych , przyślą kogoś innego, ale żal było opuszczać to przemiłe miasto, i wszystkich poznanych i zaprzyjaźnionych ludzi. Dlatego liczba spotkań pożegnalnych( Czesi mieli zwyczaj obdarowywania Albumami wszelkiego rodzaju, więc do tej pory mam spory zbiór takich prezentów, których nie ma gdzie eksponować) była duża , bo i współpraca była szeroka. Na samo wspomnienie tych pożegnań( pomimo tego że minęło już 25lat), jeszcze dzisiaj łza się w oku kręci.
Ale jaka niespodzianka mnie czekała, tego nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta..........
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz