środa, 12 czerwca 2013

Bohemia - kontrakt kontraktowi nierówny.

Po uspokojeniu emocji personalnych na kontrakcie, przyszedł czas na zintegrowanie się z kadrą kierowniczą innych kontraktów oraz rozpoznaniem możliwości zawarcia nowych kontraktów. Ostrawa to potężny ośrodek przemysłowy, ze zdecydowaną dominacją górnictwa, przemysłu hutniczego i chemicznego. W 1989 roku, polskie centrale handlu zagranicznego, prawie całkowicie opanowały ten rynek. Stąd obecność kilkutysięcznej rzeszy pracowników polskich, stwarzała lokalnym władzom, oprócz wymiernych korzyści, wiele problemów natury porządkowej. Często ( może nawet zbyt często) dochodziło do awantur i bójek, szczególnie z licznymi w tym rejonie Romami, kończących się interwencją służb policyjnych. W tej sytuacji, niezbędna okazała się znajomość z szefostwem Komendy VB ( Verzejna Bezpecznost ) w Ostrawie. Prywatnie byli to bardzo sympatyczni ludzie, ale lepiej było nie mieć z nimi zatargów. Mnie udało się jakoś , przy pomocy pracowników Konsulatu Polskiego w Ostrawie, nawiązać z nimi  bliższe kontakty, co pozwoliło wielokrotnie, wyciągać z tarapatów, swoich "niesfornych" pracowników ( nie będę opisywał sposobów jakie stosowałem, grunt że były skuteczne, chociaż następnego dnia  bardzo bolała mnie głowa....).
Godziny popołudniowe (popularnie zwane wolnymi od pracy) wypełniały mi spotkania ( teraz określane biznesowymi) z decydentami różnych szczebli zarządzania, które miały na celu doprowadzenie do zawarcia kolejnych kontraktów. Najczęściej były to obiady, ale również wspólne wyjazdy na ryby, w góry itp... Wszystko zależało od indywidualnych zainteresowań klienta. Mnie najbardziej odpowiadały spotkania na kortach tenisowych ( zresztą przez prawie dwa lata, byłem członkiem jednego z Towarzystw Tenisowych), na których , jak tylko czas pozwalał, grałem dwa razy w tygodniu z kolegą , szefem innego naszego kontraktu. Te zabiegi , doprowadziły do rozmów, a w konsekwencji do podpisania kolejnego kontraktu, na sąsiedniej elektrowni. A zawarte znajomości, kontynuowałem przez cały okres mojego pobytu w Ostrawie, a niektóre jeszcze przez pewien czas, po zakończeniu pracy za granicą, bardzo mile je wspominam.
Wspomniałem o różnicach między kontraktami. Nie wynikały one, z zupełnie innych profili prowadzonych robót, ale z tego , że w Hawierzowie osobiście, codziennie pilnowałem wykonawstwa robót, ponieważ podwykonawca realizował tylko wycinek kontraktu, natomiast w Ostrawie, wszyscy pracownicy byli od podwykonawcy, a  sprawy techniczne  realizował Krzysztof,  ja byłem natomiast od spraw formalnych, kontaktów z CHZ i Inwestorem. Co wcale nie znaczyło , mniejszego obciążenia czasowego a wręcz przeciwnie.
Efektem bliskich i dobrych stosunków z Kadrą kierowniczą w Ostrawie, było przejęcie wynajmu kawalerki, ok 30 m2, pokój z aneksem kuchennym i łazienką oraz garażu w podziemiu budynku, do którego zjeżdżało się windą z mojego mieszkania na 7 piętrze. Mieszkanie mieściło się w ścisłym centrum miasta, ale tak było usytuowane, że nie było w nim słychać, odgłosów ulicy. Poprzednio zajmował go pracownik Centrali Handlu Zagranicznego, któremu skończył się wieloletni pobyt za granicą. Na wynajem tego mieszkania , dostałem specjalny dodatek od swojego Inwestora.  Atrakcyjność położenia mieszkania, powodowała częste goszczenie u mnie, różnych delegatów przebywających w Ostrawie. Było to czasami męczące, ale też powiększało grono znajomych....
 Podczas wielu rozmów z moimi czeskimi przyjaciółmi, często wypytywano mnie o "Solidarność", o strajki i inne formy oporu, ale ze względu na bardzo szeroką się sieć konfidentów VB, starałem się omijać te tematy.
Ale był to rok 1989 i spokojni Czesi, w głęboko zakonspirowany sposób, też przygotowywali się do zmian ustrojowych. Był wyczuwalny strach ale i pewna determinacja, zresztą najbliższy czas miał to pokazać....

czwartek, 6 czerwca 2013

Bohemia - przez żołądek do serca i ...rozsądku

Wspominając tą naradę zwieńczoną obiadem, a właściwie biesiadą do późnych godzin wieczornych, wysnuwam wniosek, że przez wieki, doceniano rolę jadła i napitków w załatwianiu trudnych spraw, dlatego i mnie udało się osiągnąć zamierzony cel.
 Oboje z Jadzią, jako gospodarze( muszę tu zauważyć, że moja ekonomistka, była mi prawą ręką i osobą darzoną całkowitym zaufaniem), witaliśmy przybywających uczestników tego spotkania, co nadało mu mniej oficjalny charakter, co też było przemyślanym posunięciem. Usadowiliśmy gości wedle ustalonego klucza, co oczywiście zostało niepochlebnie skomentowane , przez Krzysztofa ( Kierownika podwykonawcy), ale pozostali goście, przyjęli to z zadowoleniem.
Po krótkim przywitaniu wszystkich, podano aperitif i inne napoje a ja oddałem głos Dyrektorowi Budimexu. Nie będę opisywał szczegółowo kto zabierał głos i o czym mówiono, bo była to standardowa procedura tego typu spotkań. Ogólnie rzecz ujmując, oceniono pozytywnie, postęp robót i zgodność z harmonogramem, poinformowano oficjalnie  o zmianach kadrowych, większej dyskusji nie było, bo wszyscy czekali na obiad.
Po posiłku, kiedy wszyscy najedzeni wyśmienitymi potrawami kuchni czeskiej, popijali winko dla lepszego trawienia, zabrałem głos.
W dość obszerny sposób, przedstawiłem siebie i swoją karierę zawodową, powiedziałem też o stylu zarządzania, jaki preferuję i co cenię w swoich współpracownikach oraz to czego nie będę tolerował, a mianowicie nielojalności. Widziałem , że nie wszystkim to przypadło do gustu, ale słowo się rzekło.
Po jakimś czasie, podszedł do mnie Dyrektor firmy podwykonawczej i poprosił o rozmowę na osobności. Byłem przygotowany na taką ewentualność, szef restauracji użyczył mi swojego biura.  Dyrektor zapytał wprost, do kogo były skierowane słowa o nielojalności. Odpowiedziałem , że skoro pyta , to znaczy że wie dokładnie, że do jego Kierownika Krzysztofa. Powiedziałem , też że wiem, jaki ma styl zarządzania firmą, mnie też ten styl odpowiada, dlatego bliski jestem złożenia wniosku do niego o zmianę Kierownika, który nie chce podporządkować się mojemu zwierzchnictwu. Po dłuższej rozmowie, ustaliśmy termin do końca tygodnia na uporządkowanie tego problemu. W kameralnych rozmowach, w różnym składzie uzgodniliśmy wiele drobnych spraw, oszczędzając czas na dojazdy. Ponadto z wieloma osobami , miałem możliwość porozmawiać mniej oficjalnie. Jak napisałem na wstępie, obiad przekształcił się w biesiadę, do późnych godzin wieczornych, okraszoną wieloma dowcipami, dykteryjkami a nawet chóralnymi śpiewami. Wyglądało na to , że cel został osiągnięty, a nawet więcej, bo nastąpiła prawie całkowita integracja uczestników. Kiedy następnego dnia rozliczałem się z szefem restauracji, usłyszałem od niego, że dawno nie widział tak dobrze bawiącego się towarzystwa , oraz to że Polacy śpiewają chóralnie pieśni biesiadne( no właśnie, teraz to rzadkość, a szkoda).
W środę, otrzymałem telefoniczne zaproszenie od Dyrektora firmy podwykonawczej, na kameralne spotkanie z nim i Krzysztofem, w hotelowej restauracji( mieszkał w ekskluzywnym hotelu"PALACE").
Spokojnie i krótko, oświadczył że rozumie i popiera moje sposoby zarządzania kontraktem i poprosił o pozostawienie Krzysztofa na stanowisku. Krzysztof , powiedział, że nie widzi żadnych przeszkód we współpracy ze mną, a wszelkie niejasności i problemy będzie rozpatrywał ze mną a nie po za moimi plecami. Po tym zapewnieniu lojalności( co prawda wymuszonym), spędziliśmy resztę czasu na miłej pogawędce przy kawie.
Muszę przyznać, że dużo czasu spędziliśmy razem z Krzysztofem, na wspólnych rozmowach o wszystkim. Okazał się , bardzo miłym człowiekiem, o dużej wiedzy specjalistycznej i ogólnej, towarzyskim i nigdy już do końca naszej współpracy nie było między nami żadnych nieporozumień .
Natomiast z Dyrektorem Krzysztofa, spotykaliśmy się jeszcze wielokrotnie, na stopie przyjacielskiej podczas kontaktów służbowych i zawsze wspominaliśmy z sentymentem , tamten pamiętny obiad.


środa, 5 czerwca 2013

Bohemia- ciąg dalszy...

Kiedy piszę  dalszy ciąg wspomnień, z okresu pracy w Czechosłowacji, a dokładniej w północnych Morawach w latach 1988-1992, to mimo tego, że właściwie wszystko się zmieniło w międzyczasie, przeżywam to jeszcze raz. Przed oczami przewijają się ludzie, zdarzenia i krajobrazy, tak jakby to było wczoraj. Zdaję sobie sprawę z tego, że za parę lat, moja pamięć może zacząć szwankować, dlatego piszę teraz, żeby opisać wszystko zgodnie z rzeczywistością.

Jechaliśmy do Ostrawy, pełni niepokoju, gdyż łatwo jest organizować kontrakt od podstaw, albo kontynuować prace, przejęte bez problemów. Ale nas czekała wyjątkowo niesympatyczna sytuacja. Po pierwsze przejąć budowę protokołem zaawansowania robót i stosownie do tego poniesionych kosztów, od kolegi, który został odwołany z kontraktu. Ponadto, doprowadzić do uspokojenia sytuacji na kontrakcie, a w szczególności , poprzez negocjacje, pogodzić zwaśnione strony.
Kiedy podjechaliśmy pod bramę elektrowni, poszedłem na portiernię załatwić wjazd i spotkałem znajomego strażnika, nie mógł zrozumieć, że teraz przyjechałem jako Kierownik a jeszcze niedawno byłem tu monterem. Ale po chwili mu wszystko wytłumaczyłem i umówiłem się z nim na piwo.Jeszcze większe było zdumienie Kierownika Elektrowni i Głównego Mechanika, kiedy zameldowałem się u nich w towarzystwie Dyrektora Biura Budimexu , który wprowadzał mnie w obowiązki Kierownika Kontraktu. Ale to zaskoczenie było pozytywne, ponieważ znali mnie z poprzedniego okresu pracy, wiedzieli , że znam dobrze teren i ludzi a znajomość języka czeskiego( moim zdaniem, skromna), była dodatkowym atutem, przy kontaktach z administracją Elektrowni.  Przejęcie formalne kontraktu, też przeszło spokojnie, ponieważ były już Kierownik , solidnie przygotował wszystkie niezbędne dokumenty.
Wszystkie formalności załatwiliśmy w ciągu jednego dnia. Po pracy pojechaliśmy do dobrze mi znanego hotelu robotniczego. Kierowniczka Krista, serdecznie nas przyjęła, bez zdziwienia, bo wiedziała o mnie wszystko. Zakwaterowała Jadzię, a ja pojechałem do innego hotelu, bo dokładnie wiedziałem , jak niezręcznie jest mieszkać razem z podwładnymi( mówiąc delikatnie...) Zamieszkałem w nowym hotelu robotniczym Chemik", w pokoiku z łazienką i dostępem do wspólnej kuchni na korytarzu, na VI piętrze.
Następnego dnia poznałem Kierownika robót podwykonawcy i jego majstra. Rozmowa przy kawie, jakoś się nie kleiła, ciągle w powietrzu "unosiły się "niewyjaśnione pretensje z poprzedniego okresu. Krzysztof (kierownik) był nieco starszy ode mnie i od razu próbował mnie zdominować i wcale nie myślał podporządkować się moim poleceniom. Zrozumiałem , że tu tkwiło źródło konfliktu z poprzednikiem. Po powrocie do biura, umówiłem się na spotkanie z Dyrektorem Biura Budimexu( to przedstawiciel Centrali Handlu Zagranicznego , na rzecz którego realizowaliśmy kontrakt). Powiedziałem , że w związku z objęciem funkcji Kierownika Kontraktu, organizuję spotkanie kadry Kierowniczej wszystkich zainteresowanych stron na wspólnym obiedzie, na który serdecznie zapraszam i proszę jednocześnie o zaproszenie na to spotkanie Dyrektora firmy podwykonawczej z Wrocławia, gdyż mnie nie wypada robić tego osobiście. Oczywiście przedstawiłem szefowi Budimexu, swoją ocenę sytuacji i sposób w jaki spróbuję ją naprawić. Moja metoda, zyskała akceptację, a przy okazji rozmowy, okazało się że obaj mamy wspólną pasję, t.j. tenis ziemny. Co prawda ja grałem bardzo słabo, ale sam fakt, że miałem rakietę i znałem przepisy  i trochę techniki gry , oraz to, że umówiłem się na grę, zjednały mi przychylność.
Najbliższe trzy dni, oprócz rutynowych czynności na budowie, wypełnione były przygotowaniem tego spotkania. Zaproszenia, ustalenie menu dla prawie dwudziestu osób, rozsadzenie ich przy stole, nie było wcale sprawą prostą. Ale znajomości z poprzedniego okresu z szefem restauracji  zaprocentowały, przy jego pomocy sprawa obiadu została perfekcyjnie dopięta. Wszyscy zaproszeni goście, potwierdzili swoją obecność, a w kulisach, krążyła plotka o ciekawości, kto zacz ten nowy Kierownik , który zaczyna swoją pracę w tak niekonwencjonalny sposób.
Wszyscy czekali na ten poniedziałkowy obiad.