Wspominając tą naradę zwieńczoną obiadem, a właściwie biesiadą do późnych godzin wieczornych, wysnuwam wniosek, że przez wieki, doceniano rolę jadła i napitków w załatwianiu trudnych spraw, dlatego i mnie udało się osiągnąć zamierzony cel.
Oboje z Jadzią, jako gospodarze( muszę tu zauważyć, że moja ekonomistka, była mi prawą ręką i osobą darzoną całkowitym zaufaniem), witaliśmy przybywających uczestników tego spotkania, co nadało mu mniej oficjalny charakter, co też było przemyślanym posunięciem. Usadowiliśmy gości wedle ustalonego klucza, co oczywiście zostało niepochlebnie skomentowane , przez Krzysztofa ( Kierownika podwykonawcy), ale pozostali goście, przyjęli to z zadowoleniem.
Po krótkim przywitaniu wszystkich, podano aperitif i inne napoje a ja oddałem głos Dyrektorowi Budimexu. Nie będę opisywał szczegółowo kto zabierał głos i o czym mówiono, bo była to standardowa procedura tego typu spotkań. Ogólnie rzecz ujmując, oceniono pozytywnie, postęp robót i zgodność z harmonogramem, poinformowano oficjalnie o zmianach kadrowych, większej dyskusji nie było, bo wszyscy czekali na obiad.
Po posiłku, kiedy wszyscy najedzeni wyśmienitymi potrawami kuchni czeskiej, popijali winko dla lepszego trawienia, zabrałem głos.
W dość obszerny sposób, przedstawiłem siebie i swoją karierę zawodową, powiedziałem też o stylu zarządzania, jaki preferuję i co cenię w swoich współpracownikach oraz to czego nie będę tolerował, a mianowicie nielojalności. Widziałem , że nie wszystkim to przypadło do gustu, ale słowo się rzekło.
Po jakimś czasie, podszedł do mnie Dyrektor firmy podwykonawczej i poprosił o rozmowę na osobności. Byłem przygotowany na taką ewentualność, szef restauracji użyczył mi swojego biura. Dyrektor zapytał wprost, do kogo były skierowane słowa o nielojalności. Odpowiedziałem , że skoro pyta , to znaczy że wie dokładnie, że do jego Kierownika Krzysztofa. Powiedziałem , też że wiem, jaki ma styl zarządzania firmą, mnie też ten styl odpowiada, dlatego bliski jestem złożenia wniosku do niego o zmianę Kierownika, który nie chce podporządkować się mojemu zwierzchnictwu. Po dłuższej rozmowie, ustaliśmy termin do końca tygodnia na uporządkowanie tego problemu. W kameralnych rozmowach, w różnym składzie uzgodniliśmy wiele drobnych spraw, oszczędzając czas na dojazdy. Ponadto z wieloma osobami , miałem możliwość porozmawiać mniej oficjalnie. Jak napisałem na wstępie, obiad przekształcił się w biesiadę, do późnych godzin wieczornych, okraszoną wieloma dowcipami, dykteryjkami a nawet chóralnymi śpiewami. Wyglądało na to , że cel został osiągnięty, a nawet więcej, bo nastąpiła prawie całkowita integracja uczestników. Kiedy następnego dnia rozliczałem się z szefem restauracji, usłyszałem od niego, że dawno nie widział tak dobrze bawiącego się towarzystwa , oraz to że Polacy śpiewają chóralnie pieśni biesiadne( no właśnie, teraz to rzadkość, a szkoda).
W środę, otrzymałem telefoniczne zaproszenie od Dyrektora firmy podwykonawczej, na kameralne spotkanie z nim i Krzysztofem, w hotelowej restauracji( mieszkał w ekskluzywnym hotelu"PALACE").
Spokojnie i krótko, oświadczył że rozumie i popiera moje sposoby zarządzania kontraktem i poprosił o pozostawienie Krzysztofa na stanowisku. Krzysztof , powiedział, że nie widzi żadnych przeszkód we współpracy ze mną, a wszelkie niejasności i problemy będzie rozpatrywał ze mną a nie po za moimi plecami. Po tym zapewnieniu lojalności( co prawda wymuszonym), spędziliśmy resztę czasu na miłej pogawędce przy kawie.
Muszę przyznać, że dużo czasu spędziliśmy razem z Krzysztofem, na wspólnych rozmowach o wszystkim. Okazał się , bardzo miłym człowiekiem, o dużej wiedzy specjalistycznej i ogólnej, towarzyskim i nigdy już do końca naszej współpracy nie było między nami żadnych nieporozumień .
Natomiast z Dyrektorem Krzysztofa, spotykaliśmy się jeszcze wielokrotnie, na stopie przyjacielskiej podczas kontaktów służbowych i zawsze wspominaliśmy z sentymentem , tamten pamiętny obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz