Dzisiaj stanowiska kierownicze obsadza się w drodze konkursów(chociaż ich wyniki często bywają zaskoczeniem), wtedy kandydatów szukano w gronie znajomych i zaufanych,spełniających zupełnie inne kryteria, chociaż wykształcenie i doświadczenie zawodowe, miały swoją wartość. Jednak znajomości i odpowiednie poglądy polityczne były decydujące.Dlatego nie bardzo wierzyłem, że dostanę tą pracę.
Po tygodniu zadzwoniono do mojego szefa, z informacją o zatwierdzeniu mojej kandydatury na stanowisko Z-cy Dyrektora d/s Eksploatacji w Przedsiębiorstwie Transportowo-Sprzętowym i prośbą o przekazanie moich akt pracowniczych na zasadzie porozumienia stron, co zostanie potwierdzone pisemnie.
Zostałem wezwany do mojego szefa na rozmowę. Miał pretensje o to , że nie uprzedziłem go swoich zamiarach, a jednocześnie sugerował żebym się wycofał, bo znając sytuację w tej firmie, jest pewny że wprowadzając mnie na stanowisko, na które ochotę miało wiele osób z branży, Zjednoczenie chce prowadzić przy mojej pomocy swoistą grę, w której będę tylko pionkiem.
Niestety bardzo szybko te przypuszczenia się sprawdziły,ale ja byłem tak zafascynowany tym niewątpliwym awansem, że nie słuchałem życzliwych rad. Po pożegnalnej kolacji z kolegami, następnego dnia, zameldowałem się w nowej firmie.
Trochę byłem zdziwiony tym ,że nikt ze Zjednoczenia nie wprowadzał mnie do firmy na bądź co bądź stanowisko Dyrektorskie, ale odważnie stanąłem przed sekretarką. Była to kobieta bardzo urodziwa, w dojrzałym wieku, która spojrzała ma mnie niezbyt przychylnie i spytała: "A Pan do kogo?"
Muszę w tym miejscu napisać, że pomimo 34 lat, byłem bardzo szczupły i w garniturku, wyglądałem raczej na maturzystę a nie na Dyrektora, więc Pani nawet do głowy nie przyszło w jakiej sprawie przyszedłem. Na moją odpowiedź, że przyszedłem do Dyrektora Naczelnego, poprosiła żebym usiadł i poczekał, bo szef czeka na ważnego gościa. Po ok.10 min. wszedł Dyrektor i zapytał czy nie było p.CZ.... i jak przyjdzie to go zaraz prosić do gabinetu. Spojrzał na mnie i zapytał: "a Pan na kogo czeka?" Kiedy wyjaśniłem, że to on na mnie właśnie czeka, Pani sekretarka z wrażenia "o mało nie spadła ze stołka". Rozmowa z szefem była długa i trudna. Nie byłem osobą oczekiwaną, ale narzuconą przez Zjednoczenie i odbieranym jako "wtyczka". Wiele czasu, nerwów i pracy kosztowało mnie, przekonanie kadry kierowniczej , że tak nie jest.
wtorek, 29 grudnia 2015
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Droga......cd.IV
Praca w nadzorze, w zgranym zespole dawała mi dużo satysfakcji i nowych doświadczeń zawodowych, czerpanych od starszych stażem kolegów z zespołów pracujących na innych odcinkach rzeki Odry.Realizując program rządowy, modernizacji rzeki Odry, wydawało się że uzyskanie IV klasy żeglowności, jest kwestią krótkiego czasu. Jak bardzo się myliłem widać dzisiaj, po upływie 36 lat, kiedy ten temat znowu wraca do dyskusji, a budowane wtedy budowle hydrotechniczne, dzisiaj są remontowane i modernizowane,ale tego tempa i rozmachu z tamtego okresu chyba nie osiągną.
Ale wróćmy do moich losów. Otóż pewnego dnia rano, kolega z którym się przyjaźniłem, zadał mi pytanie: "Chcesz zostać Dyrektorem? Bo otrzymałem taką propozycję,ale mnie to nie pasuje ze względu na moje poglądy polityczne. Natomiast myślę ,że Ty dałbyś sobie radę.Spełniasz wszystkie wymogi.
Zaskoczył mnie tą propozycją, ale po chwili zastanowienia zgodziłem się na rozmowę z Dyrektorem Zjednoczenia. Po dwu dniach otrzymałem zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Z kompletem dokumentów, zjawiłem się w sekretariacie Dyrektora Naczelnego Zjednoczenia. Tremę miałem chyba wypisaną na twarzy , bo miła sekretarka powiedziała:"Spokojnie, szef nie jest taki groźny, a Pan niech mi tu nie zasłabnie z emocji..."
Rozmowa, wbrew moim oczekiwaniom nie zaczęła się od spraw zawodowych, ale od pytania kogo i jak dobrze, znam pracowników Urzędu Wojewódzkiego, Komitetu PZPR Miejskiego i Wojewódzkiego i innych instytucji. Ponieważ nie pochodziłem z Opola, więc moje koneksje były skromne. Miałem co prawda kilku dawnych znajomych z ruchu młodzieżowego ,którzy "poszli w politykę, oraz kilku starszych kolegów, którzy zawędrowali do stolicy i tam robili karierę polityczną, ale nie byłem pewny, czy to wystarczy Panu Dyrektorowi, ale po kilku jeszcze pytaniach dotyczących praktyki zawodowej, rozmowa dobiegła końca. Po wyjściu z gabinetu, sekretarka poprosiła o dokumenty i powiedziała żeby czekać na telefon z zaproszeniem na kolejną rozmowę.W sumie nie wiedziałem,czy spełniam oczekiwania i czy mam się liczyć z otrzymaniem tej pracy. Nie zdawałem sobie sprawy co mnie czeka i jakie wydarzenia historyczne, będą się rozgrywać na moich oczach.
Ale wróćmy do moich losów. Otóż pewnego dnia rano, kolega z którym się przyjaźniłem, zadał mi pytanie: "Chcesz zostać Dyrektorem? Bo otrzymałem taką propozycję,ale mnie to nie pasuje ze względu na moje poglądy polityczne. Natomiast myślę ,że Ty dałbyś sobie radę.Spełniasz wszystkie wymogi.
Zaskoczył mnie tą propozycją, ale po chwili zastanowienia zgodziłem się na rozmowę z Dyrektorem Zjednoczenia. Po dwu dniach otrzymałem zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Z kompletem dokumentów, zjawiłem się w sekretariacie Dyrektora Naczelnego Zjednoczenia. Tremę miałem chyba wypisaną na twarzy , bo miła sekretarka powiedziała:"Spokojnie, szef nie jest taki groźny, a Pan niech mi tu nie zasłabnie z emocji..."
Rozmowa, wbrew moim oczekiwaniom nie zaczęła się od spraw zawodowych, ale od pytania kogo i jak dobrze, znam pracowników Urzędu Wojewódzkiego, Komitetu PZPR Miejskiego i Wojewódzkiego i innych instytucji. Ponieważ nie pochodziłem z Opola, więc moje koneksje były skromne. Miałem co prawda kilku dawnych znajomych z ruchu młodzieżowego ,którzy "poszli w politykę, oraz kilku starszych kolegów, którzy zawędrowali do stolicy i tam robili karierę polityczną, ale nie byłem pewny, czy to wystarczy Panu Dyrektorowi, ale po kilku jeszcze pytaniach dotyczących praktyki zawodowej, rozmowa dobiegła końca. Po wyjściu z gabinetu, sekretarka poprosiła o dokumenty i powiedziała żeby czekać na telefon z zaproszeniem na kolejną rozmowę.W sumie nie wiedziałem,czy spełniam oczekiwania i czy mam się liczyć z otrzymaniem tej pracy. Nie zdawałem sobie sprawy co mnie czeka i jakie wydarzenia historyczne, będą się rozgrywać na moich oczach.
czwartek, 23 lipca 2015
Droga....c.d. III
Wczasy z córką, moim najmłodszym bratem i naszymi rodzicami udały się wspaniale,pomimo zakwaterowania w prymitywnym domku kempingowym.Pogoda była wspaniała, woda w morzu ciepła/ mówią że temperatura wody w Bałtyku spada w miarę starzenia się człowieka, coś w tym jest.../.Nasi rodzice byli wtedy pierwszy i ostatni raz nad morzem. Smażone ryby, frytki, gofry, pączki, dansing ze striptizem/ Ojciec był strasznie zgorszony/, te wspomnienia żyją do dzisiaj.
Oczywiście po powrocie, czekało na mnie wypowiedzenie stanowiska i umowy o pracę. Było mi przykro, mogłem się odwoływać, ale nie chciałem już pracować z tym przełożonym. Ponieważ miałem 3 miesiące wypowiedzenia, więc wynajdowano mi różne zastępcze prace, w końcu zlecono mi inwentaryzacje sprzętu i narzędzi na jednej z budów eksportowych na terenie ówczesnej Czechosłowacji. Prace trwały tydzień, wszystko przebiegło dobrze, ale podczas powrotu, już pod Opolem, zdarzył się wypadek samochodowy, po którym byłem ponad miesiąc na zwolnieniu lekarskim. Wszystkie moje plany uległy zmianie. Miałem skończyć szkolenie, po którym zostałbym dyplomowanym inspektorem Państwowej Inspekcji Pracy, ale kurs rozpoczął się w czasie mojego zwolnienia powypadkowego. Ponadto wypadek w drodze z pracy /bo tak to zakwalifikowano de' fakto/, automatycznie anulował moje wypowiedzenie. Po zakończeniu leczenia, skierowano mnie do pracy na budowę jazu, w charakterze z-cy kierownika budowy.W ramach tego kierownictwa było też zlecenie modernizacji śluz, realizację którego powierzono mnie.Była to praca, która dawała mi dużo satysfakcji, ale ta przygoda z wykonawstwem, zakończyła się po pół roku. Powodem były niesnaski z przedstawicielami Dyrekcji. Od pewnego czasu, prowadzono ze mną rozmowy, na temat ewentualnego przeniesienia się do pracy w nowo organizowanym Biurze Nadzoru Inwestorskiego nad modernizacją rzeki Odry, na stanowisko St. Inspektora Nadzoru z interesującą płacą, więc skorzystałem z propozycji. To rozwiązanie, zadowalało wszystkich. A ja pracowałem, w tym samym terenie, tylko w innym charakterze i z innej pozycji. Oczywiście nadzorowałem teraz pięć budów, więc codziennie przemierzałem samochodem około 100-150 km, ale praca była ciekawa i uczyłem się nowych technologii. Pracowało mi się dobrze w zgranym zespole, ale życie szykowało mi niespodziankę i nowe wyzwania.
Oczywiście po powrocie, czekało na mnie wypowiedzenie stanowiska i umowy o pracę. Było mi przykro, mogłem się odwoływać, ale nie chciałem już pracować z tym przełożonym. Ponieważ miałem 3 miesiące wypowiedzenia, więc wynajdowano mi różne zastępcze prace, w końcu zlecono mi inwentaryzacje sprzętu i narzędzi na jednej z budów eksportowych na terenie ówczesnej Czechosłowacji. Prace trwały tydzień, wszystko przebiegło dobrze, ale podczas powrotu, już pod Opolem, zdarzył się wypadek samochodowy, po którym byłem ponad miesiąc na zwolnieniu lekarskim. Wszystkie moje plany uległy zmianie. Miałem skończyć szkolenie, po którym zostałbym dyplomowanym inspektorem Państwowej Inspekcji Pracy, ale kurs rozpoczął się w czasie mojego zwolnienia powypadkowego. Ponadto wypadek w drodze z pracy /bo tak to zakwalifikowano de' fakto/, automatycznie anulował moje wypowiedzenie. Po zakończeniu leczenia, skierowano mnie do pracy na budowę jazu, w charakterze z-cy kierownika budowy.W ramach tego kierownictwa było też zlecenie modernizacji śluz, realizację którego powierzono mnie.Była to praca, która dawała mi dużo satysfakcji, ale ta przygoda z wykonawstwem, zakończyła się po pół roku. Powodem były niesnaski z przedstawicielami Dyrekcji. Od pewnego czasu, prowadzono ze mną rozmowy, na temat ewentualnego przeniesienia się do pracy w nowo organizowanym Biurze Nadzoru Inwestorskiego nad modernizacją rzeki Odry, na stanowisko St. Inspektora Nadzoru z interesującą płacą, więc skorzystałem z propozycji. To rozwiązanie, zadowalało wszystkich. A ja pracowałem, w tym samym terenie, tylko w innym charakterze i z innej pozycji. Oczywiście nadzorowałem teraz pięć budów, więc codziennie przemierzałem samochodem około 100-150 km, ale praca była ciekawa i uczyłem się nowych technologii. Pracowało mi się dobrze w zgranym zespole, ale życie szykowało mi niespodziankę i nowe wyzwania.
poniedziałek, 23 marca 2015
Droga......cdn.II cz.
Nowa miejsce pracy, nowi współpracownicy, którzy niezbyt przychylnie przyjęli kogoś z zewnątrz. Tym bardziej , że niektórzy liczyli na awans. W związku z czym, początki były trudne, jak zresztą zawsze w takiej sytuacji bywa. Jedynym sposobem/ jak mi się wtedy wydawało/ zjednania sobie pracowników, było przekonanie ich o znajomości zagadnień, którymi przyszło mi się zajmować. Po skontrolowaniu planów inwestycyjnych i ich realizacji oraz gospodarki środkami trwałymi, już miałem obraz niedociągnięć na tych odcinkach, ale to spowodowało, jeszcze większą niechęć do mnie, bo musiałem zwrócić uwagę osobom prowadzącym te zagadnienia.
Dzień po dniu, starałem się poprawiać funkcjonowanie powierzonego mi działu. Z czasem emocje pracowników opadły, bo zrozumieli, że znam się na pracy i nie pozwolę nikomu na lekceważenie swoich obowiązków.
Ta praca, dawała mi wiele satysfakcji, bo widziałem jak zaczyna poprawnie funkcjonować współpraca z innymi działami, jak choćby z księgowością, gdzie wcześniej był ciągły konflikt i udowadnianie sobie racji. A po rygorystycznym przestrzeganiu procedur, wszystko wróciło na "właściwe tory".Oczywiście błędy w postępowaniu leżały po ob u stronach, ale wszystko można sobie rzeczowo wyjaśnić.
Paradoksalnie, ta "naprawa" stosunków z księgowością nie podobała się tym którzy wcześniej, swoje błędy, usprawiedliwiali złą wolą drugiej strony.
Po dwu latach pracy, udało się doprowadzić dział i podległe mi jednostki, t.j. stocznię i bazę sprzętowo transportową, do w miarę poprawnego funkcjonowania.
W tym czasie , moja żona zapadła na gruźlicę płuc/ wskutek niedoleczonych gryp i przeziębień/ i wylądowała w szpitalu. Żeby moja córka, zmieniła klimat, przydzielono mi wczasy nad morzem. Wszystko było załatwiane przez zakład pracy, dużo wcześniej , szef podpisał mi wniosek o urlop. Ale dzień przed początkiem urlopu wezwał mnie szef i powiedział, że odwołuje mój urlop, bo coś nie zostało zrobione. Kiedy stwierdziłem , że powinien to zrobić pracownik i ja do tego nie jestem potrzebny, szef zagroził, że mnie zwolni jeżeli pojadę na te wczasy.
Ale zdrowie mojej córki było ważniejsze i pojechaliśmy nad morze.....
Dzień po dniu, starałem się poprawiać funkcjonowanie powierzonego mi działu. Z czasem emocje pracowników opadły, bo zrozumieli, że znam się na pracy i nie pozwolę nikomu na lekceważenie swoich obowiązków.
Ta praca, dawała mi wiele satysfakcji, bo widziałem jak zaczyna poprawnie funkcjonować współpraca z innymi działami, jak choćby z księgowością, gdzie wcześniej był ciągły konflikt i udowadnianie sobie racji. A po rygorystycznym przestrzeganiu procedur, wszystko wróciło na "właściwe tory".Oczywiście błędy w postępowaniu leżały po ob u stronach, ale wszystko można sobie rzeczowo wyjaśnić.
Paradoksalnie, ta "naprawa" stosunków z księgowością nie podobała się tym którzy wcześniej, swoje błędy, usprawiedliwiali złą wolą drugiej strony.
Po dwu latach pracy, udało się doprowadzić dział i podległe mi jednostki, t.j. stocznię i bazę sprzętowo transportową, do w miarę poprawnego funkcjonowania.
W tym czasie , moja żona zapadła na gruźlicę płuc/ wskutek niedoleczonych gryp i przeziębień/ i wylądowała w szpitalu. Żeby moja córka, zmieniła klimat, przydzielono mi wczasy nad morzem. Wszystko było załatwiane przez zakład pracy, dużo wcześniej , szef podpisał mi wniosek o urlop. Ale dzień przed początkiem urlopu wezwał mnie szef i powiedział, że odwołuje mój urlop, bo coś nie zostało zrobione. Kiedy stwierdziłem , że powinien to zrobić pracownik i ja do tego nie jestem potrzebny, szef zagroził, że mnie zwolni jeżeli pojadę na te wczasy.
Ale zdrowie mojej córki było ważniejsze i pojechaliśmy nad morze.....
środa, 11 marca 2015
Moja droga do stanowiska Z-cy Dyrektora. Cz.I
Po ukończeniu studiów, postanowiłem zmienić pracę na lepiej płatną, co nie było wcale takie proste. Co prawda stanowisk pracy było dużo , ale doszedłem do takiego poziomu wynagrodzenia, że trudno było, bez poparcia coś znaleźć. W desperacji, dałem się namówić na wizytę w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Rozmowa w wydziale Kadr, trwała ponad 2 godziny i miała charakter przesłuchania. Okazało się , że wiedziano o mnie i mojej rodzinie, więcej niż ja sam.Wypytywano mnie o brata mojej Babci, który był oficerem i po dojściu Piłsudskiego do władzy,popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę , o mojego Dziadka, który służył w armii gen. Hallera i wiele innych zdarzeń z przeszłości mojej rodziny, o których nic nie wiedziałem. W końcu wręczono mi ankietę personalną/ formatu A-4 i objętości ok.60 stron/, polecono dokładnie wypełnić i przynieść za kilka dni.
Oszołomiony tą rozmową , wsiadłem do pociągu , żeby wrócić do domu. Razem ze mną jechał starszy kolega, który studia skończył rok wcześniej. Zainteresował się tą obszerną broszurą, a kiedy mu powiedziałem co to jest i gdzie byłem na rozmowie, poprosił mnie żebym się wstrzymał z wypełnianiem ankiety i dalszymi rozmowami, przez tydzień, bo on postara się znaleźć mi pracę gdzie indziej.
Postanowiłem poczekać. Za 3 dni zadzwonił do mnie i podał mi adres firmy i nazwisko szefa do którego mam się zgłosić w sprawie pracy. Rozmowa z Dyrektorem była krótka i przyjemna, zaproponował mi stanowisko Gł. Mechanika w przedsiębiorstwie budownictwa hydrotechnicznego, z satysfakcjonującą mnie pensją.I tak ponownie wróciłem nad Odrę.....Pewne trudności związane z rezygnacją z pracy w Milicji, odczuwałem jeszcze przez długie lata...
Oszołomiony tą rozmową , wsiadłem do pociągu , żeby wrócić do domu. Razem ze mną jechał starszy kolega, który studia skończył rok wcześniej. Zainteresował się tą obszerną broszurą, a kiedy mu powiedziałem co to jest i gdzie byłem na rozmowie, poprosił mnie żebym się wstrzymał z wypełnianiem ankiety i dalszymi rozmowami, przez tydzień, bo on postara się znaleźć mi pracę gdzie indziej.
Postanowiłem poczekać. Za 3 dni zadzwonił do mnie i podał mi adres firmy i nazwisko szefa do którego mam się zgłosić w sprawie pracy. Rozmowa z Dyrektorem była krótka i przyjemna, zaproponował mi stanowisko Gł. Mechanika w przedsiębiorstwie budownictwa hydrotechnicznego, z satysfakcjonującą mnie pensją.I tak ponownie wróciłem nad Odrę.....Pewne trudności związane z rezygnacją z pracy w Milicji, odczuwałem jeszcze przez długie lata...
Subskrybuj:
Posty (Atom)