Własny gabinet, wejście przez sekretariat, samochód służbowy z radiotelefonem (to był rok 1979, telefony komórkowe oglądaliśmy na amerykańskich filmach), to były "narzędzia pracy". Firma w której zacząłem pracę, zatrudniała około 1200 pracowników na obszarze pięciu województw( w/g starego podziału administracyjnego na 46 województw).Pięć oddziałów terenowych, około setki mniejszych lub większych budów melioracyjnych,hydrotechnicznych ,na których pracował nasz sprzęt i transport.Wszędzie trzeba było dojechać, sprawdzić warunki pracy i zakwaterowania operatorów i kierowców, porozmawiać o kłopotach, problemach,wyjaśnić sprawy z Kierownikami obiektów. Codziennie przejeżdżałem od 200 do 300 kilometrów,a w firmie czekały jeszcze dokumenty do podpisu i korespondencja do rozdzielenia pracownikom, rozmowy z Naczelnym i ustalenia z kierownikami działów..... Pracę zaczynałem o 6.00 a kończyłem ok.19.00, a ponieważ nie mieszkałem z początku w Opolu to trzeba doliczyć jeszcze ok. 1,5 godz na dojazdy do domu. początkowym okresie, byłem gościem w domu.Ale miałem 34 lata i niespożytą energię, a ponadto ten rodzaj pracy przynosił mi satysfakcję.Z perspektywy czasu podziwiam moją (nieobecną już) żonę, jak dawała sobie radę z pracą i wychowaniem dwu córek, (no fakt, mieszkała z nami Teściowa, inaczej nie dalibyśmy sobie rady).
Po szoku, związanym z moją nominacją na to stanowisko, ludzie zaczęli się przyzwyczajać do mnie i moich wymagających metod pracy.Ale przy każdej okazji, sprawdzali moją wiedzę i byli zaskoczeni, kiedy bez zażenowania przyznawałem się, że czegoś nie wiem i prosiłem o wyjaśnienia lub pomoc.Nie było to oczywiście na porządku dziennym, a z czasem coraz rzadsze. Nadszedł rok 1980, rok wrzenia społecznego, pracowało się coraz trudniej.Oprócz problemów zawodowych, doszły jeszcze rozmowy o nastrojach wśród pracowników z "opiekunami" z SB, oraz rozmowy z pracownikami na budowach o zajściach w Lublinie, Szczecinie, Gdańsku, o KORze i o tym komu wierzyć. To były trudne czasy i trudne rozmowy, gdzie w tle czaił się strach przed niepewnym i konsekwencjami ówczesnej władzy. Powstała NSZZ" Solidarność",do której (pomimo legitymacji PZPR) mnie przyjęto.
Zaczęły się w firmie prace nad restrukturyzacją działalności, co miało na celu doprowadzić do opłacalności i analizy ponoszonych kosztów.Wszystko zmierzało powoli do normalności, jedynie na konferencjach organizowanych przez Zjednoczenie, stara kadra kierownicza nie mogła i wręcz nie chciała zaakceptować nowych zasad ekonomicznych.
Z puli Prezydenta Opola, dostałem przydział mieszkania spółdzielczego i przeprowadziliśmy się do Opola w 1981 roku. W tym samym roku, w którym 13 Grudnia ogłoszono stan wojenny na terenie Polski. Mój szef stracił pracę, na jego miejsce przyszedł partyjny "aparatczyk",który nie miał pojęcia o zarządzaniu firmą i kiedy poczuł się (po wielogodzinnych i wielodniowych rozmowach o firmie i jej specyfice)pewnym , to po prostu mnie zwolnił, bo bał się konkurencji. Samo życie.......
ublinie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz