wtorek, 6 maja 2014

Mój pierwszy rejs barką...

Po krótkich , pomaturalnych wakacjach, stawiłem się do pracy w Przedsiębiorstwie Państwowym "Żegluga na Odrze, w Koźlu Porcie. Złożenie dokumentów, badanie lekarskie w przyzakładowej przychodni zdrowia(były takie , przy każdym większym przedsiębiorstwie), szkolenie BHP, rozmowa z szefem załóg pływających o obowiązkach i dyscyplinie pracy na barce, wystawienie książki żeglarskiej, wizyta w magazynie i pobranie przysługującej odzieży ochronnej i roboczej oraz pościeli , koca i poduszki, zapakowanie wszystkiego do worka żeglarskiego. Teraz jeszcze tylko do dyspozytora i przydział na barkę BM-5124, która dopiero była przygotowywana do pracy, po przypłynięciu prosto ze stoczni . Nie każdy miał takiego farta , trafić na "nówkę". Z poczekalni dyspozytorskiej, odebrał mnie Kapitan Karol i zaprowadził na nadbrzeże portowe, przy którym , ponad 10 m niżej zacumowana była nasza barka.Na dole, na pokładzie czekali na nas Mechanik i Bosman. Muszę tu nadmienić, że w owym czasie byłem drobnym , niewysokim chłopakiem, a worek żeglarski, który "dyndał" mi na plecach i obijał mi pięty.Kiedy zastanawiałem się jak zejść z tym worem, na pokład po żelaznych klamrach zamocowanych w pionowej ścianie nadbrzeża, Kapitan powiedział:" Zostaw chłopie ten worek, ja Ci go rzucę, jak będziesz na dole". Po przywitaniu się z pozostałymi kolegami, przydzielono mi kajutę na dziobie, obok kajuty Bosmana . Mieliśmy wspólną kuchnię. Kapitan i Mechanik mieli kajuty na rufie, w nadbudówce, z osobnymi kuchniami i łazienkami.Na barce, wszystko "pachniało" nowością i śmierdziało lakierami w kajutach, pomimo intensywnego wietrzenia. Po rozlokowaniu w kabinie, Kapitan zarządził odprawę w sterówce. Ponieważ członkowie załogi nie pływali z sobą do tej pory, wyjaśnił czego po kim oczekuje, ze szczególnym naciskiem , na szkolenie mojej osoby w fachu żeglarskim i pilnowania , żebym nie zrobił czegoś co mogłoby być niebezpieczne.Potem zarządził wspólne wyjście do sklepu po aprowizację na co najmniej 3 dni, bo następnego dnia miał być załadunek i wypłynięcie do Szczecina. Trzeba zaznaczyć, że na barce , wtedy nie było lodówek, tylko schowki , pod podłogą , w przestrzeni zęzowej, gdzie było chłodno.Po zrobieniu zakupów( na które dostałem zaliczkę a'konto wypłaty), poszliśmy wspólnie na piwo do portowej knajpki, przy którym moi starsi koledzy opowiadali różne historie ze swoich doświadczeń, bo wszyscy mieli kilkunastoletni staż pracy w żegludze. A ja chłonąłem wszystko" całym sobą", bo było to nowe i ciekawe.Oni mogliby opowiadać, a ja słuchać do rana, ale Kapitan, miał oko na wszystko i po drugim  kufelku zarządził odwrót na barkę.
Wczesnym rankiem Bosman zarządził pobudkę, szybkie mycie, śniadanie( przygotowane samemu sobie), wspólna kawa w sterówce, rozdzielenie obowiązków na przedpołudnie i do roboty. Mnie przypadło w udziale sprawdzenie pod czujnym okiem Mechanika, wszystkich mechanizmów w maszynowni, stanu paliwa i olejów silnikowych, sprawności urządzeń sterowych komunikacyjnych , pomiędzy sterówką a maszynownią, sprawności prądnicy i stanu naładowania akumulatorów, świateł nawigacyjnych itp...
Zajęło nam to czas do 11.00. Po złożeniu przez Mechanika , raportu o gotowości , Kapitan dał sygnał o uruchomieniu silników i przepłynięciu pod wywrotnicę wagonową i rozpoczęciu załadunku węgla dla elektrowni "Pomorzany" w Szczecinie.Moje emocje były na wysokich obrotach, płyniemy( ja po raz pierwszy), wcześniej oczywiście odcumowaliśmy, pod załadunek. Początek mojego pierwszego rejsu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz