środa, 21 maja 2014

Płyniemy do Szczecina...

Po wyjściu z portu w Koźlu, miałem tyle pracy , że nie miałem czasu oglądać się dookoła, ale teraz , płynąc od śluzy do śluzy, siedziałem w sterówce i podziwiałem piękno odrzańskiego krajobrazu. Odra, pomimo tego , że jest rzeką uregulowaną, ma pięknie zadrzewione i zarośnięte krzakami brzegi. Wśród tej bujnej roślinności, żyje niezliczona i różnorodna ilość ptactwa. Pomimo tego , że woda w owych czasach( rok 1964) była bardzo zanieczyszczona, to żyło w niej mnóstwo ryb, stanowiących pożywienie dla tego ptactwa. Ponieważ był sierpień , po obu stronach rzeki, na polach pracowały  maszyny i ludzie. Były żniwa, więc ruch był ogromny. Gdyby nie to , że trzeba było co jakiś czas przepływać przez śluzę, co wymagało cumowania, a potem popuszczania cum w miarę jak barka opadała w dół wraz z obniżaniem się poziomu wody w komorze śluzowej( bo przecież płynęliśmy w dół rzeki) można by zachwycać się krajobrazem i popaść w poetycką zadumę .Ale niestety , byłem w pracy, o czym mi nie dawali zapomnieć moi koledzy, ciągle wynajdując mi zajęcia. Do utrzymywania, odpowiedniego dla żeglugi, poziomu wody, służyły zbiorniki retencyjne, a na szlaku jazy, które wraz ze śluzami tworzyły stopnie wodne .Na trasie z Gliwic do Koźla, czyli na Kanale Gliwickim , jest 6 śluz, a różnica poziomów wynosi 37,15 m. Natomiast na skanalizowanym odcinku Odry, od Koźla do Brzegu Dolnego, było wtedy 23 stopnie wodne, o różnicy poziomów łącznie 64,9 m, oraz jeden budowany wówczas w Malczycach.Budowle te , pochodziły z dziewiętnastego wieku i przy obsłudze wymagały sporego wysiłku fizycznego( a załogę stopni wodnych, z reguły stanowili starsi ludzie), dlatego pomagaliśmy im zamykać i otwierać wrota śluzy. Po 10 latach, jako kierownik robót w przedsiębiorstwie hydrotechnicznym, prowadziłem elektryfikację śluz, w celu usprawnienia i ułatwienia pracy na tych obiektach.Historia kołem się toczy, czasami...... Ale tymczasem , po minięciu Opola, Brzegu i Oławy, dopłynęliśmy do Wrocławia. To miasto, "posiekane" jest niezliczoną ilością kanałów, odnóg odrzańskich, starorzeczy i dopływów rzeczek i potoków. Nad tymi ciekami wodnymi , siłą rzeczy są mosty , mostki i kładki.Dlatego Wrocław, często nazywany jest "miastem tysiąca mostów". Szlak żeglowny, przebiega przez prawie całe miasto, pozwala to sycić wzrok urodą tego starego miasta, chociaż wtedy, często widać było jeszcze ruiny budynków, ślady po zakończonej 19 lat temu , II wojnie światowej. Po minięciu Wrocławia i ostatniej śluzy w Brzegu Dolnym, gdzie ulokowane były zakłady Chemiczne "Rokita", wypływało się na wolną , ale uregulowaną Odrę.Wspomniane zakłady "Rokita", tak bardzo zanieczyszczały swoimi ściekami rzekę, że wokół kolektora ściekowego , była gęsta, wydzielająca ostry zapach piana i pływały śnięte ryby, których nawet ptactwo nie chciało zjeść. Ale wtedy , nikogo to nie wzruszało. Załogi , opowiadały między sobą, że kiedyś młody pracownik na barce, zaczerpnął wiadrem wody do spłukania pokładu. Woda oblała mu nogi i mocno poparzyła, jaki mocno stężony musiał to być roztwór.....
Teraz wypłynęliśmy na "wolną Odrę" i zaczęło się żeglowanie od jednej do drugiej stawy, wyznaczającej szlak wodny. A przed nami Szczecin....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz